Podróże bliskie i dalekie
Minął niecały miesiąc od tragicznych wydarzeń 11 września w USA, kiedy to terroryści wpakowali dwa samoloty w wieże World Trade Center. Świat zamarł w oczekiwaniu co będzie dalej. Ludzie z dnia na dzień przestali latać w obawie przed kolejnymi zamachami, turyści zaczęli rezygnować z wcześniej wykupionych wycieczek, linie lotnicze zaczęły notować coraz większe straty.
Postanowiliśmy z Justyną skorzystać z okazji. Podłączyliśmy się do wycieczki zorganizowanej przez producenta farmaceutycznego dla aptekarzy, która wybierała się na imprezę motywacyjną do Maroka. Z grupy liczącej ponad 70 osób zostało w ostateczności niewiele ponad połowa i bez problemów zostaliśmy przyjęci na doczepkę do grupy. Znajomi i rodzina stukali się w głowę. Jak można w takiej sytuacji jaka jest na świecie jechać do kraju muzułmańskiego na wakacje. W dodatku Justyna była w czwartym miesiącu ciąży. Jak się okazało, moment był odpowiedni. Po pierwsze zabraliśmy się bez problemów na wszystkie rejsy. Po drugie zaś cały pobyt minął bardzo spokojnie, bez żadnych nieprzyjemnych przygód. Maroko, faktycznie jest krajem muzułmańskim, ale dość nowoczesnym i chyba mieszkańcy tego spokojnego kraju sami byli zszokowani tym co się stało w USA i robili wszystko, żeby się odciąć od wizerunku stworzonego przez bandę fanatycznych terrorystów.
Tak więc pewnego październikowego popołudnia wylądowaliśmy na lotnisku w Casablance rejsem z Amsterdamu liniami Transavia. Maroko jest państwem w północno – zachodniej Afryce, jednym z tzw. krajów Maghrebu, czyli “Zachodzącego Słońca”. Posiada bogate w zabytki miasta cesarskie – Meknes, Marrakesz, Fez, słynną filmową Casablance, żyją tu tajemniczy Berberowie, znajdują się liczne gwarne bazary (suki), a ponadto rozciągają się wspaniałe krajobrazy – od Atlantyku poprzez piaski Sahary po ośnieżone szczyty Atlasu. Kraj jest przyjazny turystom, jest czysto i bezpiecznie, , obowiązuje język arabski, ale popularny jest również język francuski, używa się waluty dirham marokański (MAD). Mimo, że to był już październik średnie temperatury wynosiły w ciągu dnia 26 stopni, w nocy 17 stopni, woda w oceanie była raczej zimna, choć na plaży ratownicy podawali że ma 22 stopnie.
Był to nasz jedyny wyjazd i chyba ostatni, w którym zdani byliśmy na organizację podróży i zwiedzania przez biuro turystyczne. Nie to, żebyśmy mieli coś do zarzucenia, było absolutnie fantastycznie, wszystko zorganizowane, o nic człowiek się nie martwił, zawieźli, nakarmili, pokazali. Ale taki sposób zwiedzania strasznie człowieka rozleniwia. Bez mapy w ręku, przewodnika w kieszeni człowiek się budzi w autokarze i nie wie gdzie jest. Cały ten wyjazd mignął mi szybko przed oczami i niestety słabo zapadł w pamięć. Chyba nie chcę tak więcej być zdanym na prowadzenie za rękę przez kogoś. Ale też wyjazd do Maroka jak zaznaczyłem był szczególny i z nadarzającej się okazji wyjazdu grzech byłoby nie skorzystać.
Casablanca kojarzy się z filmem z 1942 r. o tym samym tytule z Humphreyem Bogartem i Ingrid Bergman. Nawet ja go oglądałem choć jest bardzo stary. Ma swój klimat. Niestety miasto go nie ma. Największe miasto i największy port w Maroku, położone nad Oceanem Atlantyckim niczym specjalnym nie zachwyca. Warty odwiedzenia, nawet przez nas niewiernych, jest piękny, duży, nowoczesny meczet Hasana II tuż nad brzegiem oceanu. Pochwalić się może najwyższym w świecie arabskim, czyli pewnie i na świecie, minaretem. Wysoka na 210 metrów wieża góruje nad całym miastem. Meczet Hasana II zrobił na nas wrażenie swoją wielkością i nowoczesnością w tradycji, m.in. otwieranym dachem. Coś jak nasz stadion narodowy w Warszawie. Ponieważ jak wspomniałem Maroko to nowoczesny kraj, zatem do meczetu mogą wchodzić również innowiercy. Z innych atrakcji wartych uwagi, można pojechać do centrum miasta i na Placu Mohammeda V można znaleźć ciekawe przykłady architektury mauretańskiej.
Nasza wycieczka po Maroku zaczęła się w “filmowej” Casablance, przez królewską stolicę – Rabat i religijną – Fez, sułtańskie miasto – Meknes i przepiękne położony u podnóża gór – Marrakesz. Po tak ekscytującej wyprawie wypoczywaliśmy w Agadirze nad Oceanem Atlantyckim.
Rabat, to miasto położone na północ od Casablanki, również nad Oceanem Atlantyckim. Jest stolicą kraju. Jest tu kilka ciekawych atrakcji do obejrzenia. My zwiedziliśmy Wieżę Hassana. Miał to być minaret przy budowanym meczecie. Budowę wieży Hassana zapoczątkował Yacoub al-Mansour. Niestety trzęsienie ziemi w 1755 r. przerwało prace i minaret pozostał niedokończony, podobnie jak cały meczet. Pozostałościami są dziś jedynie podstawy kolumn. Po drugiej stronie placu z wieżą Hassana znajduje się Mauzoleum Muhammada V (dziadka obecnie panującego Muhammada VI). Jest to kwadratowa budowla z białego marmuru, z zielonym dachem, we wnętrzu której w podziemiach stoi sarkofag Muhammada V. Można to oglądać z galerii biegnącej dookoła podziemi. Są dwa wejścia na plac z mauzoleum. Przy obu tych wejściach stoi dwóch konnych strażników w galowych mundurach i z lancą w rękach. Gorąco współczuje tym żołnierzom takiej służby w pełnym umundurowaniu w upale, zwłaszcza kiedy co chwilę podchodzi turysta i robi sobie z nimi zdjęcie przy okazji płosząc konia.
Niedaleko znajdują się również ruiny rzymskiej cytadeli i miasta Colonia (pozostały tylko słupki). Kazba al-Udaja to natomiast twierdza z XII w. u ujścia rzeki Bou Regreg do oceanu. Dziś dzielnica mieszkalna otoczona starymi ufortyfikowanymi murami. Zabudowa w pięknych biało błękitnych kolorach. Dawny pałac mieści dziś muzeum sztuk tradycyjnych. Znajdziemy tu też piękne ogrody ale największe wrażenie robi zwykły spacer po starych uliczkach. Rabat nie byłby pełnoprawną stolicą kraju bez pałacu swojego króla. I tak w istocie się tu znajduje. Dar-al-Makhzen to oficjalna i główna siedziba króla Maroka. Wstęp dla zwiedzających niestety z przyczyn oczywistych nie jest dostępny. Można natomiast popatrzeć z daleka na imponująca bramę wysadzaną mozaikami, wysokie mury i strażników. Do pałacu prowadzi aleja obsadzona z obu stron drzewami przyciętymi w równy prostopadłościan. Wygląda to wręcz nienaturalnie. Opuszczając Rabat, warto jeszcze na kwadrans zatrzymać się przy bramie Bab ar-Rwah zwanej Bramą Wiatrów. To piękna, majestatyczna, największa brama w murach obronnych Rabatu.
Fez to religijna, intelektualna i artystyczna stolica kraju. Miasto zostało założone w VIII wieku przez Idrisa I a stolicą kraju miasto stało się pod rządami Idrisa II. Warto zapuścić się w wąskie uliczki i zwiedzić Stare Miasto (Fas al-Bali), czyli starą medyną, wypełnione wielokolorowymi bazarami i sklepami. Fez stanowi symboliczne serce Maroka. Stare Miasto to jedno z największych na świecie miast niezmienionych od czasów średniowiecza. Wśród 9400 ulic i zaułków łatwo się zgubić. W murach Starego Miasta mieści się gigantyczne kolegium teologiczne, Medresa Bu Inania wzniesione w 1350 r. W nowszej części miasta, Nowym Fezie (Fas al-Dżdid) znajdziemy pełną wspaniałych budowli dzielnicę żydowską, meczet i uniwersytet El Karawijjin, groby Marynidów (dawniej dynastii sułtanów Maroka). Zwiedzanie plątaniny uliczek bez przewodnika wydaje się niemożliwe. I kilka dni na przejście się przez labirynt uliczek Fezu wydaje się mało. W mieście znajduje się również kolejny z pałaców króla, również nieudostępniony dla zwiedzających. Fez to również nazwa nakrycia głowy, o charakterystycznym kształcie odwróconej doniczki, zazwyczaj w kolorze ochry z czarnym frędzlem. Bardzo popularne nakrycie w Maroku po dziś dzień.
Meknes to miasto pięknych bram Bab El-Khemis i Bab El-Mansour, uważanych za najokazalsze w całym Maroku. Obie powstały powstały w XVII w., z drugą wiąże się dość osobliwa historia. Kiedy sułtan Moulay Ismail ibn Sharif odbierał budowlę z rąk architekta El-Mansour, spytał go kurtuazyjnie, czy mógł stworzyć coś lepszego, piękniejszego. Architekt poczuł się w obowiązku powiedzieć, że tak, stać go na jeszcze więcej. Rozwścieczony sułtan kazał go ściąć. Ot, taka fantazja arabska ze ścinaniem głów w tle. Kiedyś Meknes było nawet stolicą, ale straciło ten prestiżowy tytuł na rzecz Fezu i Rabatu. Jak w każdym ze starych imperialnych miast, również tu znajdziemy pałac królewski Dar El- Makhzen, oczywiście zamknięty dla zwiedzających. Obowiązkowo w programie zwiedzania trzeba się przejść uliczkami Starego Miasta (medyny) oraz zajść na liczne bazary (suki). Dla nas dużą atrakcją był henna suk, bazar specjalizujący się w sprzedaży barwnika używanego do farbowania włosów i tatuowania kobiecych dłoni oraz stóp. Istna orgia kolorów i fantastyczny widok barwników misternie usypanych w kopczyki. 33 km. od Meknes znajduje się Volubilis, gdzie podobno przetrwały najlepiej zachowane ruiny rzymskich budowli w Maroku (pochodzą z II i III w.)
Marrakesz to mityczna brama na Saharę, skąd wyruszały niegdyś wielkie, bogate karawany udające się przez pustynię do Timbuktu. Miasto położone na równinie u stóp gór Atlas. To jeden z najważniejszych ośrodków kulturalnych Maroka, słynie ze swych targowisk i obchodzonych tu świąt. Serce miasta stanowi ogromny plac Jemaa El-Fna (Plac tych, którzy odeszli) na Starym Mieście. Stoją tu rzędy straganów z żywnością, a powietrze pełne jest pobudzających zmysły aromatów. Pełno to grajków, zaklinaczy węży, artystów, przepowiadaczy przyszłości i zwykłych handlarzy przekrzykujących się nawzajem. Plac Jemaa El-Fna zyskał miano jednego z najsłynniejszych tego typu miejsc na świecie. Łączy przeszłość, tradycję i kulturę berberyjską z współczesnością.
Na pamiątkę pobytu na tym bazarze kupiliśmy sobie po parze kapci z wielbłądziej skóry. Bardzo wygodne, z miękkiej wyprawionej skórki o oryginalnym wyglądzie i jednym istotnym felerze. Śmierdzą okropnie, mimo upływu lat nadal rozsiewają fetor, tak, że nie wypada ich zakładać przy gościach bo od razu łapią się za nosy 🙂 Symbolem miasta jest XII wieczny meczet Koutoubia z 70 metrowym minaretem, wybudowany z czerownego piaskowca i cegły, niestety do oglądania tylko z zewnątrz. Inne zabytki, które warto zobaczyć to między innymi ogrody Menara, grobowce Sadytów z XVI w., oraz oczywiści stare mury obronne i bramy. Generalnie po tym wyjeździe mogę śmiało powiedzieć, że Maroko bramami stoi. To chyba najbardziej charakterystyczny element architektury jaki zapamiętam. Każde miasto imperialne posiadało fortyfikacje obronne wokół medyny, a w murach co najmniej kilka bram. Stanowiły one nie tylko zwykłe przejście do miasta ale w zasadzie były niezależnymi budowlami, kilkupiętrowymi z komnatami wewnątrz. Pięknie zdobione mozaikami i drewnem.
Ostatnim punktem programu podczas wycieczki aptekarzy w Maroku był wypoczynek nad Oceanem Atlantyckim w Agadirze. Po wszystkich trudach zwiedzania i telepania się w autokarach zasłużyliśmy na kilkudniowy wypoczynek w hotelu all-inclusive rozłożonym niedaleko głównej plaży w Agadir. Hotel ładnie zaaranżowany wśród ogrodów, kilka basenów, restauracji, wszystko niby cacy, oprócz samych pokoi, które niestety były na poziomie arabskim. Oznacza to, że lokalne 4 gwiazdki to w rzeczywistości może 2 gwiazdki światowe a już azjatyckie to chyba tylko 1 gwiazdka. Ale taki niski poziom trzymają hotele w większości arabskich krajów i należy być tego świadomym. Jedzenia było dużo, choć wybór średnio urozmaicony i co ciekawe po 1 dniu połowa naszej grupy miała problemy żołądkowe. Może kierownictwo hotelu nie chciało żebyśmy następnego dnia zbyt dużo zjedli. Udało im się:-)
W Agadir oprócz byczenia się nad basenem (na plaży raczej nie ma warunków) niewiele jest do robienia. Miasteczko niby turystyczne, ale atrakcje ograniczają się do przejażdżki na wielbłądzie lub quadzie po wydmach. Przejść się po mieście też jest raczej trudno, nie ma tu ciągu deptaków ze sklepami i restauracjami. Wszystko jest raczej chaotycznie rozrzucone wśród imponującej ilości hoteli, które cały czas się budują nowe.
Plaża jest całkiem ładna o długości 10 km., ale turystów opalających się na niej niewiele. Brak tu infrastruktury, przede wszystkim drzew, piasek, piasek i piasek. Woda w oceanie zimna i niespecjalnie przyciągająca wzrok. Liczne sklepiki, restauracje i bazary (wbrew pozorom było tu taniej niż w innych miastach) ciągną się wzdłuż głównych ulic: Hassana II i Mahommeda V. Zmęczonym plażą turystom polecamy obejrzenie kazby (fortecy zbudowanej przez Portugalczyków w XVI w.), parku Vallee des Oiseaux (ptaszarnia i ZOO) oraz pójście na wieczór berberyjski. Zazwyczaj jest on organizowany w ramach imprez hotelowych i można na nim posłuchać wnerwiającego i monotonnego walenia w bębenki, zobaczyć tresurę węży i obejrzeć podskakujący, lekko tłusty brzuch tancerki wykonującej taniec brzucha. Nie da się ukryć, że wypoczęliśmy w Agadirze i niejedną książkę przeczytaliśmy na leżaku przy basenie. Nikogo jednak nie będę zachęcał żeby przyjeżdżać tu na wypoczynek z Polski. Są zdecydowanie ładniejsze miejsca na świecie. Natomiast Maroko, ze swoimi zabytkami, szkołami koranicznymi, sukami, wspaniałymi berberyjskimi osadami, fortecami na pustyni, pałacami królewskimi jest jak najbardziej warte wycieczki objazdowej.
© 2020 Wszystkie materiały i zdjęcia na stronie są własnością smakipodrozy.com
0